Wojenna historia Wołynia obfituje w wydarzenia dramatyczne, ale też fenomenalne, w akty terroru sowieckiego, niemieckiego i ukraińskich nacjonalistów oraz w brawurowe akty polskiej samoobrony. W latach 1943-1944 pod niemiecką okupacją powstała tam regularna polska dywizja licząca w marcu’44 ok. 6 tys. żołnierzy. 27 WDP AK została zmobilizowana rozkazem z 15 stycznia 1944 r., kiedy to rozpoczęła się Akcja "Burza" na Kresach. Tworzyli ją mieszkańcy Wołynia, którzy w obronie przed OUN i UPA samorzutnie chwycili za broń, cichociemni, a nawet partyzanci, których regularny uzbrojony oddział wraz z dowódcą Janem Kiwerskim "Oliwą" przyjechał ciężarówkami z Warszawy.
DOSTÊPNO¦Æ:
Dostêpny jest 1 egzemplarz. Pozycjê mo¿na wypo¿yczyæ na 30 dni
Polacy na Wołyniu to temat, który podlega uproszczeniom zarówno przez historyków polskich, jak i ukraińskich. Obie strony w swoich opracowaniach sprowadzają polskość na Wołyniu do osadników wojskowych, którzy otrzymywali gospodarstwa w zamian za zasługi w wojnie z bolszewikami. Stanowisko ukraińskich historyków można zrozumieć - skojarzenie polskości z samymi osadnikami przekreśla korzenie wielu polskich rodzin, które zamieszkały na Wołyniu jeszcze w XVII i XVIII wieku. Dalczego jednak tą samą drogą idą historycy polscy?Osadnicy wojenni siłą rzeczy wzbudzali zawiść i zazdrość tych, którzy od wielu lat mieszkali w wołyńskich wsiach. Na te odczucia przynależność narodowa nie miała wpływu. O ile bowiem rodowity Ukrainiec mógł przyjaźnie żartować polskim chłopem, którego rodzina od wielu lat zamieszkiwała podkowelskie wsie, o tyle osadnik traktowany był grzecznie, ale z rezerwę. Osadnika można było zaprosić na chrzciny czy wesele, ale nie chodziło się do niego z prośbą o sąsiedzką przysługę, osadnik bowiem "nie był nasz", osadnik był tym "z panów", jego rodziny nikt nie znał, jak więc takiemu zaufać? Wreszcie osadnicy cieszyli się pewnymi przywilejami niedostępnymi dla autochtonów. To musiało wzbudzać zawiść, która w konsekwencji przeradzała się w niechęć, podsycaną przez głupią politykę władz II Rzeczpospolitej wobec mniejszości narodowych. O tym jednak żaden z historyków nie napisze, nie powie tego nikt z rodziny polskich osadników na Wołyniu, pamiętają o tym jednak Wołyniacy "z dziada-pradziada".Marek Koprowski spisując relacje ocalałych z rzezi wołyńskich starał się upamiętnić martyrologię Polaków z Wołynia. Samo dotarcie do ośmiu osób pamiętających te trudne lata, spisanie ich relacji, ich opracowanie i zebranie w jedną książkę jest czymś godnym pochwały. To jednak, co z pozoru wydaje się siłą książki, jest jednocześnie jej słabością. Wspominanie tragicznych chwil nie leży w ludzkiej naturze. Nie chcemy pamiętać upodlenia i strachu, wolimy pamiętać chwile chwały, odwagi i bohaterstwa, wreszcie chcemy opowiadać o rzeczach, które pamiętamy, o tym, co jest w nas świeże. Tak więc w większości relacji sama rzeź zajmuje niewiele miejsca, ustępując szlakowi bojowemu 27 Wołyńskiej Dywizji AK i powojennym, często też tragicznym losom jego rozmówców. Niczym rodzynki w cieście odnajdujemy dwie relacje członków polskiej samoobrony z Przebraża, najsilniejszej polskiej placówce na całym Wołyniu i chyba jedynej, która inicjowała ewakuacje okolicznych polskich rodzin, a nawet prowadziła działania zaczepne wobec UPA, likwidując między innymi jej szkołę podoficerską . Zupełnie też nie mogę zrozumieć, jak można było obronę Huty Stepańskiej skwitować kilkoma zdaniami, dlaczego rozmówcy nie zwrócili uwagi na postępujące bestialstwo UPA w czasie rzezi, wreszcie dlaczego winą za rzezie obarczono tylko UPA, zupełnie zwalniając od odpowiedzialności ukraińskich chłopów, tak ochoczo idących z kosami i siekierami po "mijno". W końcu dlaczego nie wspomniano choćby o oddziale partyzanckim Józefa Sobiesiaka, który zlikwidował kilka band UPA odpowiedzialnych za rzezie. Czyżby w tym przypadku zadziałała współczesna polityczna poprawność? Wiele podobnych pytań ciśnie mi się na usta. Czym można wytłumaczyć brak rzetelnego opisu martyrologii polskiej na Wołyniu, ucieczek polskich chłopów do Kowla czy Sarn, tragedii mieszanych polsko ukraińskich małżeństw, w których często brat bronił polskiego rodzica przed własnym bratem, mamy relacje z walk 27 Dywizji. Chyba tylko tym, że rodziny rozmówców Marka Koprowskiego były tak naprawdę obce na Wołyniu. Pusta karta nie została więc znowu zapełniona, może Marek Koprowski zapełni ją w Akcie II?
Relacje ostatnich żyjących świadków pamiętających okrutne zbrodnie, ale też cały kontekst wojennej rzeczywistości Wołynia, pełnej paradoksów, niespodziewanych ocaleń, różnych form konspiracji i walki zbrojnej, w której i sojusze były zaskakujące. Swoją historię opowiadają: Irena Sandecka, Antoni Mariański, Eugenia Borkowska, Tadeusz Socha, Janina Wójcik, Władysław Tołysz, Mirosław Łoziński, Julian Jamróz. Relacje zebrał i opracował niestrudzony tropiciel polskości na obszarach postsowieckich - pisarz, dziennikarz i reporter - Marek A. Koprowski.Ze wstępu: W 2013 roku mija 70. rocznica niespotykanej i wstrząsającej rzezi Polaków na Wołyniu. Dla ostatnich żyjących świadków, dla potomków wszystkich Wołyniaków nie okrągła rocznica jest najważniejsza, bowiem traumatyczne przeżycia są obecne w ich codziennej egzystencji. Nie żywią nienawiści do oprawców z UPA i OUN, nie dążą do rozliczeń. Zależy im wyłącznie na pamięci o dziesiątkach tysięcy osób, które zginęły wówczas z rąk siepaczy i na prawdzie o tamtych wydarzeniach.
Epopeja opowiada o przełomowym okresie historii Polski kresowej w bardzo szczególnym jej miejscu - na Wołyniu, o tym, jak Polska przestała tam istnieć i w jak niezwykle dramatycznych okolicznościach. Obraz tragedii buduje się stopniowo z relacji konkretnych osób. Pojedyncze wątki są bardzo indywidualne, choć podlegają tym samym zwrotom akcji i splatają się w spójną fabułę, odtwarzając niewiarygodną wojenną i powojenną historię ludzi urodzonych w II Rzeczypospolitej na obszarze istniejącego wówczas województwa wołyńskiego, ludzi, którzy doświadczyli okrucieństwa sowieckiego, niemieckiego, bestialstwa ukraińskich nacjonalistów i prześladowań nowej polskiej władzy za to, że chwycili za broń, by najpierw "nie dać się Ukraińcom", a potem walczyć z niemieckim okupantem w szeregach 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty Armii Krajowej.
DOSTÊPNO¦Æ:
Dostêpny jest 1 egzemplarz. Pozycjê mo¿na wypo¿yczyæ na 30 dni
Dla mieszkających na Wołyniu Polaków pamięć tego, co w XX wieku wydarzyło się w okolicach Dowbysza, Żytomierza czy Szepetówki, pozostaje wciąż żywa i bolesna. Od Wielkiego Głodu lat 30. i przymusowej kolektywizacji, przez zsyłki do łagrów i wywózki na Daleki Wschód, bestialstwa banderowców oraz represje ze strony Sowietów - przez cały ten czas Polacy na Wołyniu robili wszystko, by ocalić własną tożsamość narodową oraz wychować w wierze katolickiej i poszanowaniu polskich tradycji następne pokolenia; by także one nie zapomniały o swoich korzeniach.Choć po upadku Związku Radzieckiego represje ustały, dla Polaków mieszkających na Wołyniu batalia o polskość i Kościół katolicki na Ukrainie jeszcze się nie zakończyła...Relacje oraz pozostałe materiały dotyczące prześladowań Polaków na sowieckiej Ukrainie zebrał i opracował niestrudzony tropiciel polskości na obszarach postsowieckich - pisarz, dziennikarz i reporter - Marek A. Koprowski
W latach 1943-1945 na Wołyniu i w Galicji Wschodniej ukraińscy nacjonaliści wymordowali 100 tysięcy Polaków. Do zbrodni tej posłużyły im głównie prymitywne narzędzia rolnicze - siekiery, widły i cepy. Gdzie wtedy była Armia Krajowa? Gdzie było Polskie Państwo Podziemne? Dlaczego nic nie zrobiono, by ratować polską ludność cywilną? Dlaczego Wołyniacy konali w osamotnieniu?
Piotr Zychowicz udziela na te pytania szokującej odpowiedzi. Armia Krajowa zlekceważyła banderowskie zagrożenie, zignorowała liczne ostrzeżenia o nadciągającym niebezpieczeństwie. Wszystkie wysiłki skupiła bowiem na szykowaniu przyszłego powstania - operacji "Burza". Dowódcy AK nie chcieli walczyć z UPA, by nie "trwonić" sił potrzebnych im do walki z Niemcami. Do końca wierzyli, że z banderowcami uda się dogadać. Gdy Polskie Państwo Podziemie podjęło wreszcie interwencję, była ona tragicznie spóźniona i niewystarczająca. Niestety AK na Wołyniu całkowicie zawiodła.
UWAGI:
Na ok³adce: Autor Paktu Ribbentrop-Beck i Ob³êdu 44. Bibliografia na stronach 435-442. Indeks.
DOSTÊPNO¦Æ:
Dostêpny jest 1 egzemplarz. Pozycjê mo¿na wypo¿yczyæ na 30 dni
Fanni podała cyjanek swojemu synowi Jurkowi. Mama Biety, dziewczynki urodzonej w warszawskim getcie, uśpiła ją luminalem, umieściła w drewnianej skrzynce i w ten sposób przemyciła na aryjską stronę. Do skrzynki włożyła jeszcze srebrną łyżeczkę z wygrawerowanym imieniem i datą urodzin. Inna matka w czasie likwidacji łódzkiego getta zażyła cyjanek, a córkę wyrzuciła za okno - miała tylko jedną porcję trucizny.Dziewczynka przeżyła, bo spódniczką zahaczyła o latarnię. Hanę trzy raz ratowała służąca rodziców, Zosia. Potem, gdy dobrze sytuowani krewni chcieli wziąć Hanę do siebie, nie potrafiła porzucić polskiej matki.
DOSTÊPNO¦Æ:
Dostêpny jest 1 egzemplarz. Pozycjê mo¿na wypo¿yczyæ na 30 dni